poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rock this out!

Cześć!
Dziś postanowiłam opublikować kolejne opowiadanie, na które dostałam natchnienie podczas refleksji nad kultową grą "Life is Strange" oraz moim ulubionym serialu o wilkołakach :) Art w sumie też zrobił swoje (niesamowita praca przedstawiająca Lydi'e & Stiles'a  autorstwa raskina z deviantart). Właściwie, to przypadło mi dość ta tematyka do gustu, więc jeśli również wam się spodoba jak zwykle jestem skłonna do kontynuacji - w tym przypadku owo opowiadanko stałoby się prologiem. Na wstępie też zaznaczę ,że "Rock This Out" to historia dwójki nastolatków głównie o tematyce "paranormal romance".

R O C K  T H I S  O U T !

  - Whoops! 
  Orzechowe oczy Caleba praktycznie spojrzały natychmiastowo w moją stronę, pełne nadopiekuńczego niepokoju. Westchnął cicho pod nosem, gdy pomachałam mu uspokajająco z delikatnym uśmiechem na ustach. 
  Chodzenie po liniach torów kolejowych, które już od 1956 roku w Desmond City nie funkcjonowały, a przez zardzewiałą stal przebijały się niewielkie kłębki zieleni, były praktycznie naszym zajęciem od dzieciństwa. Caleb od zawsze nie lubił zbyt dużo mówić, a jego artystyczna dusza cieszyła się z rozciągających się wokoło widoków. Ja natomiast po prostu skupiona na tym by nie spaść, zachowywałam ciszę, wyjątkowo nie bombardując go milionami pytań.
   Stąpający niedaleko z gracją przyjaciel, był praktycznie całym moim życiem skompresowanym w jednej osobie. Niegdyś drobny, blady chłopczyk ustąpił teraz miejsca wysokiemu, umięśnionemu mężczyźnie o hipnotyzujących orzechowych oczach.
   Jak dwie nic nie znaczące jednostki mogły tyle cierpieć? Oboje straciliśmy najbliższych, stawiając czoło nieugiętym przeciwnością losu. Zjednoczeni w smutku i cierpieniu. Iskierka płomienia pośród ciemności. Jeszcze nie dawno w życiu bym nie pomyślała podobnych rzeczy, teraz jednak Caleb wydawał się mieć na mnie silniejszy wpływ niż kiedykolwiek wcześniej.
  Kochałam go.
  Kochałam go za te krótkie chwile uśmiechu. Za obronę, za przyjaźń, za wsparcie. Za prawdziwość, której teraz jest tak mało. Nic jednak w życiu nie może być tak piękne jak na delikatnych stronicach romantycznych książek. Miał dziewczynę.
  Znając go dość długo, w życiu nie powiedziałabym, że jego wybranką zostanie Maxine Marukawa. Szczupła, sympatyczna  czarnowłosa, o japońskich korzeniach. Była nadzwyczajna w świecie, cicha, raczej z tych nieśmiałych. Najbardziej denerwowało mnie w niej to, że zawsze promieniowała tą swoją dobrocią, chcąc rozproszyć gęsty mrok wokół Caleba. Gorszą rywalką od typowej biuściastej cheerliderki, jest dziewczyna którą mimo całej tej zazdrości zdajesz się lubić. I ona nie ma nic przeciwko tobie.
  Od kiedy Maxine weszła w nasz kadr, odstęp pomiędzy naszymi imionami zaczął się zwiększać, choć pewnie w mniemaniu czarnowłosego nadal jest tak samo. Błąd, to ja zaczęłam zwiększać dystans. Moje ciało krzyczało "Stop!" czując jak nasze jednolite jestestwo ulega niebezpiecznemu zagrożeniu.
  Muszę jednak przyznać, że nie jest tak źle jak to przedstawiam. W szkole przyjaźnie się z pewnym zabawnym nerdem Jacksonem ( poznaliśmy się podczas projektu z chemii, po czym okazało się, że oboje mamy zamiłowanie do starych produkcji filmowych ) jak i szkolną geniuszką Emmą, ale zdaję się, że od niedawna tą dwójkę połączyła więcej niż chemia, więc nasza przyjaźń jak na razie jest pod znakiem zapytania. Jako jedyna z naszej małej paczki nie znalazłam jeszcze drugiej połówki.
  Doszliśmy w końcu do naszego małego azylu, gdzie tory zdawały się już kończyć, a zachód słońca zawsze znajdował się "pod najlepszym ujęciem". To jedyne co zostało z naszych wspólnych chwil. Każdy dzień odznaczony pomarańczową plamą znikającym później za pagórkiem.
  Caleb zasiadł na cienkiej linii torów, wpatrując się w jaśniejące ostatnimi chwilami słońce. Czując nieodpartą pokusę, podeszłam do niego bliżej pochylając się nieco w jego stronę. Obdarzył mnie zaskoczonym spojrzeniem, gdy musnęłam dłonią jego policzek.
  - Pokaż mi. - szepnęłam
  - Nie. - zaprzeczył - Nie chcę.
  Zapadła cisza, podczas której chwilowo spoglądaliśmy w sobie w oczy. Słońce zdawało się znikać za horyzontem. Moje blond loki delikatnie zaczepiły o jego szyję. Chwyciłam mocno jego rękę, dotykając czołem jego skroni.
  - Cokolwiek się stanie, zawsze będziesz dla mnie Calebem. - powiedziałam cicho - Pokaż.
  Spojrzał na mnie nieco niepewnie, jednak skinął po chwili lekko głową. Jak zahipnotyzowana spoglądałam na zmieniający się kolor jego tęczówek na ciepły orzech, aż w końcu w jego zębach pojawiły się zwierzęce kły. Caleb był wilkołakiem.
   Pochylił nieco głowę, wstydząc się swojego wyglądu lecz ja uniosłam jego podbródek wzruszona przejeżdżając palcami po jego rysach twarzy.
   - Sydney? 
   Nim jego oczy zmieniły barwę, na ciepłą uspakajającą zieleń, ja już spijałam delikatny smak jego ust.

Jak wam się podobało? Ja szczerze mówiąc jestem całkiem zadowolona, choć sądziłam, że wyjdzie w nieco bardziej "twardym" stylu. Właściwie wcześniej nie eksperymentowałam z typowymi romansami, ale chyba nawet nie było źle. Jeśli macie jakieś propozycje odnośnie nowego posta, lub chcecie umieścić na moim blogu własną kontynuację tej historii piszcie na e-mail ag.tw.mail@gmail.com.

Do zobaczenia!
Lou <3
   

3 komentarze:

  1. Witaj :)
    Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Myślałam, że Caleb to zwyczajny nastolatek o "artystycznej duszy". Nie myślałam, że to będzie fantasy.
    Opowiadanie ładne, w sam raz na miniaturkę bo nie jestem pewna jak można by z tego ulepić dłuższe opowiadanie :) Chyba że masz jakiś pomysł.
    Mogłaś dodać trochę wyjaśnień dlaczego Caleb został wilkołakiem, ale generalnie podoba mi się.
    Znalazłam kilka błędów w tekście, jeśli masz ochotę możesz je poprawić:
    go za te krótkie chwilę uśmiechu
    chwile
    I ona nie ma nic przeciwko topie.
    tobie
    wpatrując się jaśniejące ostatnimi chwilami słońce.
    w jaśniejące
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Dziękuję za poprawę błędów, już się biorę za korektę! Po za tym jestem naprawdę szczęśliwa, że skomentowałaś mojego one-shota i jak wcześniej napisałam na twoim blogu - czekam na kolejne rozdziały Twoich opowiadań :)

      Usuń
  2. Nie wiem, czy Ci się to nie znudziło, ale napiszę to znowu: Ta historia z pewnością zasługuje na jakąś kontynuację! Chociaż w takim wydaniu (jako miniaturka) jest też niczego sobie, ale z chęcią poczytałabym więcej o naszych bohaterach. Tak jak wyżej, z chęcią poznałabym losy Caleba za początków jego wilkołactwa. I jak to się stało, że Sydney (bo tak ma na imię główna bohaterka, tak?)poznała jego "drugie oblicze"? Może w takim razie zbiór miniaturek? Myślę, że warto by było to przemyśleć. ;)

    OdpowiedzUsuń