Tym razem postanowiłam zamieścić one-shota o bardziej ponurym i refleksyjnym wątku - ,a przynajmniej taki był mój cel. Dajcie znać w komentarzach co o nim sądzicie! :)
P R Z E Z N A C Z E N I E
Reguły gry
Reguły gry są proste
Przejdź przez potok słów pomostem
Znajdź to co ważne bez wahania
By przyjaciół obietnice odeprzeć bez mrugania
Gdy będziesz trzymała już to w dłoni
Zwycięzcą nazywaj się do woli
Jednak, gdy pomocne dłonie zabiorą cię na dno[...]
-Co czytasz Cindy?
Oderwała niechętnie wzrok od tekstu, gwałtownie zamykając opasłą księgę.
- Nic ciekawego. - powiedziała smętnie, wracając do spożywania mleka z płatkami
Czterdziestopięcioletni Charles Winston, miejscowy policjant, a także wdowiec i ojciec, spojrzał nieco zasmucony skrytością dziewczyny. Mimo chwilowego wahania zajął miejsce obok czarnowłosej.
- Ah. Okej. - powiedział - Wiesz co? Słyszałem, że w okolicy mają niezłe...
- Nie, tato. Chcę zostać sama. - przerwała, wpatrując się usilnie w kukurydziane płatki
Charles przetarł oczy dłońmi i delikatnie klepnął córkę po ramieniu.
- Nic nie szkodzi. Pojedziemy następnym razem. - powiedział wstając od stolika
Westchnęła głęboko, gdy mężczyzna zniknął jej z pola widzenia. Miała delikatne poczucie winy, jednak od pewnego czasu pracowała nad czymś naprawdę ważnym i nie mogła sobie pozwolić na jakąkolwiek dekoncentracje.
Wszystko zaczęło się parę miesięcy temu. Właśnie wtedy postanowiła, że zacznie pisać książkę. Jednak gdy brakowało jej tematów do formowania słów, zawsze musiała czerpać inspirację z świata zewnętrznego. Nigdy nie napływała w sposób naturalny z niej samej.
Zirytowana porwała zapisaną niedaleko kartkę, szarpiąc ją na kawałki. Szybko chwyciła księgę pod ramię i łapiąc pobliskie kluczyki, z głośnym grzmotem wyszła z domu.
- Cindy?! - usłyszała wrzask
- Wrócę przed dwudziestą!
***
Za każdym razem, gdy znajdowała się w tym miejscu ogarniały ją nieprzyjemne ciarki.
Zniszczone meble, deski porozrzucane po podłodze i ten paskudny zapach zgnilizny. Ale chyba najbardziej dokuczał jej ten wszędobylski kurz, lepiący się do jej bladej, zmęczonej skóry. Niewielkie smugi światła przedostawały się przez, duże zakurzone okno w centralnej części mieszkania,.
- Tom?! - krzyknęła, niosąc echo po ścianach budynku
Dopiero teraz zauważyła jak niewielka, wygięta sylwetka siedząca pod masywnym oknem odwraca wolno głowę w jej stronę. Dostrzegając ten niewielki ruch podbiegła do ciemnego kształtu, który z każdą chwilą zmniejszonego dystansu przybierał postać niskiego i wynędzniałego chłopca, którego czarne włosy, lepkie od potu przylepiały się do czoła.
- Tom! - krzyknęła jeszcze raz, obejmując kruche ciałko czarnowłosego - Przyniosłam ci trochę słodyczy, takie jak lubisz. - powiedziała delikatnie się uśmiechając, jedną rękę wkładając do materiałowej torby
Czarnowłosy jednak obdarzył ją bolesną obojętnością, nie odwzajemniając nawet uścisku i bez zbędnych słów przyjmując podarek z rąk Winston. Cindy natomiast uraczona jego widokiem, zasiadła tuż obok niego, na ogarniętej pyłem, drewnianej podłodze, czekając, aż jakiekolwiek słowo wypadnie z jego ust.
- Przeczytałaś? - zapytał w końcu, ocierając brudne od czekolady usta wierzchem dłoni
- Obawiam się, że nic z tego nie rozumiem, Tommy. - powiedziała delikatnie mierzwiąc jego głosy - Słowa tej książki są piękne, ale nie rozumiem znaczenia ciągu w jaki się one układają.
Jego oczy w mroku delikatnie się świeciły, gdy spojrzał ponownie na zamglony obraz za szybą. Zapadło milczenie, jednak nie wydawało się, żeby stawiało ono jakieś niewygodne uczucia pomiędzy tą dwójką. Było tak naturalne i ciepłe niczym ognisko, które ogrzewa popękane od mrozu dłonie.
Dotąd niewzruszona mina chłopaka, oświetlił delikatny, uroczy uśmiech.
- Właśnie to jest w niej najpiękniejsze.
Cindy parę miesięcy temu ręką przypadku w poszukiwaniach inspiracji wpadła na to opuszczone lokum, którego mieszkańcem był ponury czarnowłosy. Początkowo chciała go skłonić do opuszczenia budynku, wyjścia na zewnątrz... Znalezienia opiekunów. Nie rozumiała skąd bierze jedzenie i jakim cudem wyżył tak długo odcięty całkowity od ludzkości. Szybko jednak zrozumiała, że Tom jest znacznie doroślejszy i poważniejszy niż jej się wydaję. Chłopak był jej istnym źródłem inspiracji. Sposób w jaki mówił i dzielił się z nią swoimi myślami, było jej siłą napędową do napisania książki. Szybko zdobyli swoją wzajemną sympatię, Cindy traktowała go jak swojego młodszego brata. Ale nigdy nie chciał jej opowiedzieć jednej historii.
Własnej.
- Opowiedz mi jeszcze jakąś historię. - powiedziała, strzepując delikatnie kurz z jego ubrania
- O lisie i wilku? - zapytał bawiąc się jej dłonią
- Nie. - zaprzeczyła - Teraz chcę jakąś inną. Taką... Prawdziwą, intensywną. - powiedziała myślami błądząc po delikatnych stronicach opasłej książki
Czarnowłosy niespodziewanie wstał, odrywając od siebie ich wspólne ciepło. Spojrzał jeszcze bardziej usilnie na widok za oknem.
- Chyba nadszedł już czas.
***
- Stary. Zwykle, zgadzam się na wszystko. Na wampira, wilkołaka... Ba! Nawet nic nie mówiłem o tym krwiożerczym zombie, ale to już jest stanowczo przesada.
Czarnowłosy, blady nastolatek wyszedł z pickupa zatrzaskując z głośnym trzaskiem drzwi.
- Jak zwykle za bardzo narzekasz Spencer. - jęknęła dziewczyna obejmując jego talie - Wszystko będzie w porządku. Jak zawsze.
- Po prostu musimy. Mi też się to nie podoba. - powiedział stojący niedaleko brunet.
Spencer delikatnie całując niebieskooką w czoło, oparł się o rozpadające drzwi czerwonego pickupa. Była już noc, a w powietrzu roznosił się swędzący zapach dymu.
- Szczerze? Ja uważam, że ten pomysł jest całkiem do dupy. Po prostu daj sobie spokój Cooper i wracajmy do domu.
Stojąca niedaleko blondynka, oparła rękę o biodro przeszywając wszystkich tym zielonym, ostrym wzrokiem.
- Candace. - westchnął brunet - Jeśli tego nie załatwimy teraz, prawdopodobnie prędzej czy później on sam nas dopadnie.
- Jestem za tym później. - powiedział czarnowłosy - Na etapie prędzej wolę się przejmować matmą.
Czarnowłosa żartobliwie dźgnęła go łokciem w brzuch.
- Ostatnio, gdy dałam ci notatki, mówiłeś całkiem inaczej.
- Bo byłaś obok mnie. - powiedział ponownie składając pocałunek na jej czole
Candace jak gdyby potwierdzając swoje myśli przeszyła bruneta zabójczym wzrokiem mówiącym "I my mamy dać sobie radę?".
- Darujcie sobie papużki. - powiedziała w końcu - Lepiej bądźmy przygotowani mentalnie na to starcie, bo nasz Johnny chyba sobie nie odpuści.
Od dwóch lat John, Candace, Spencer i Amelia byli wplątani w coś, z czego nie mogli się wplątać. Ręką losu, kurtyna zwyczajności opadła pokazując im scenę pełną nadprzyrodzonych istot. Które w większości przypadków zamiast rozmowy preferowały walkę. Chcąc lub nie, znajdując się w nowym dla nich środowisku, broniąc się przed atakami szybko zyskali tytuł "Łowców" - chociaż byli nadzwyczajnymi w świecie nastolatkami, zamieszkujących amerykańskie tereny Oregonu.
Jednak, gdy zabijasz, robisz sobie wrogów. A kiedy zabijasz wrogów, przychodzą silniejsi, aż w końcu stawiasz się z tym Ostatecznym. W sercu chowali strach, przed konieczną potyczką, ale na ich twarzach widniała godna doświadczonego generała odwaga.
- Zostaliśmy naprowadzeni na tą drogę. - powiedziała Amelia podając John'owi kuszę leżącą na szczycie samochodu
- Jak mam w zwyczaju mówić... - zaczął Spencer ładując srebrne kule do rewolwera - Nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie.
Po paru minutach, gdy byli już w pełni uzbrojeni, obdarzyli się ostatnimi pełnymi zdecydowania spojrzeniami, nim w końcu postanowili wyjść zza drzew w stronę schludnego, ekskluzywnego budynku.
- Czemu ci źli zawsze są bogaci? - westchnął John
- Cii...
Ich nadzieją było zaskoczenie przeciwnika. Zakradając się weszli przez zawsze otwarte drzwi od schowka na tyłach domu.
- Mam złe przeczucia. - powiedział Spencer - Wracamy
- Nie ma mowy. - warknęła Candace - Za późno
Spencer nabrał głęboko powietrza do płuc, ostatecznie wyciągając spluwę i wychodząc z ukrycia.
Ich przeciwnik, spoglądał intensywnie w stronę okna, jak gdyby nie zainteresowany pistoletem celowanym w jego plecy.
- Jesteście śmielsi niż mi się wydawało. - powiedział spokojnie - Ale też niewiarygodnie głupi.
Starszy, łysy mężczyzna w białym garniturze spojrzał w ich stronę obdarzając ich brzydkim, nienaturalnym uśmiechem.
- Poddaj się. - powiedział John. - Poddaj się i wszyscy się rozejdziemy.
Od powierzchni czarnej podłogi odbiły się głośne dźwięki obcasów.
- Chyba żartujesz.
Spencer nie wiedział jak wszystko tak szybko się działo. Okno w ułamek sekundy zmieniło się w ścianę ognia, a z wyglądu nieporadny starzec w umięśnioną, nieznaną mu kreaturę. Wystrzelony w jego stronę pocisk odbił się od niego jak gdyby był wykonany ze stali.
Najpierw była Candace. Widząc strach przyjaciół, rzuciła się na stwora, który w ułamku sekundy z chrzęstem złamał jej kręgosłup. Byli zszokowani. Najszybciej ocknął się John, który planował się oświadczy Candance, po rozdaniu dyplomów. Czyli po pojutrze. Kreatura jakby śmiejąc się z jego nędznych strzał z kuszy, chwyciła go bez problemu umiejscawiając w otchłani ognia.
- Amelia, musimy uciekać! - krzyknął Spencer łapiąc czarnowłosą za dłoń
- Nie! Musimy ich pomścić!
- AMELIA!
Ale tamta jak gdyby w transie chwyciła swój srebrny samurajski miecz tnąc klatkę piersiową potwora, z której wypełzła ohydna czerwona maź. Spencer widząc grymas bólu potwora i przez długość ich potyczki, zaczynał mieć nadzieję co do ich wygranej...
- Musimy zaciągnąć go do ognia! - wrzasnął podchodząc bliżej
- NAPRAWDĘ, sądzicie że wygracie? - wydobył się demoniczny rechot z gardła, kiedy czarnowłosa została praktycznie zgnieciona przez jego masywną rękę.
Spencer upadł na kolana, chowając oczy w dłoniach.
- AMELIAA!!! - wrzasnął - DLACZEGO?!
Wszystko później działo się szybko, rażący ból, spływająca krew z czoła... Mimo to nie umarł natychmiast. Spoglądał jak zahipnotyzowany w ogniste wrota okna, przez które przeszła piekielna istota. Dosłownie sekundę, przez zniknięciem płomienia sięgnął dłonią ognisty płomień....
***
Cindy słysząc masakryczną opowieść w wykonaniu dziesięcioletniego chłopca zamilkła, nie wiedząc co powiedzieć.
- Chyba wolałabym opowieść o wilku i lisie. - przyznała po chwili
- Nie zawsze mamy wybór. - odpowiedział Tom dotykając palcem brudną szybę
Dziewczyna gryzła się przed zadaniem pytania mimo to, w końcu postanowiła wydusić z siebie parę słów.
- Myślisz, że gdyby posłuchali Spencera, przeżyliby? Czy rzeczywiście to było nieuknione? Przeznaczenie?
Chłopak nic nie odpowiadał, a Cindy myślała, już, że czas pytań się zakończył i pora wracać do domu, jednak gdy podniosła się chwiejnie na nogi usłyszała mrożący krew w żyłach głos Toma.
- Jak to zwykłem mówić... - zaczął spoglądając w jej stronę - Nie wierzę w przeznaczenie
Wiem, że słabo nieco z opisem potwora, ale chyba w końcu po to się zaczyna pisać takie rzeczy, żeby je doszlifować. To pierwsza taka masakra w moim wykonaniu i szczerze mówiąc nie jestem zbytnio przekonana czy kiedyś napiszę coś podobnego. Natchnął mnie film z karykaturami, i wtedy w nagłym przypływie dopadła mnie wena. Jak myślicie czy historia Toma jest prawdziwa? Napiszcie swoje zdanie w komentarzach!
P.S. Wiersz na początku miał wyglądać nieco inaczej, ale blogspot płata mi figle : P
Lou <3
Wspaniałe opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga, mam nadzieję, że się spodoba :*
♥ DreamWithOutEnd ♥ http://dream-with-out-end.blogspot.com/
Dziękuję^^ <3
UsuńBardzo, bardzo dziękuję i przepraszam za kłopot^^ <3
OdpowiedzUsuńDobra, musisz popracować nad zapisem dialogów. I o interpunkcji też przydałoby się poczytać. Czułam się też trochę zagubiona, kto co mówi na początku. To trzeba by było doszlifować w wolnym czasie. Ale ogólnie było całkiem ciekawie. Spodobał mi się wątek Toma i Cindy, która pracuje nad książką. I mam szczerą nadzieję, że historia Toma była nieprawdziwa. Chociaż gdyby była prawdziwa, wtedy ten one-shot byłby dobrym prologiem to większej opowieści. Tak, uwielbiam się doszukiwać i myśleć, jak można by coś dalej poprowadzić. Niestety, taki już mój los. :D
OdpowiedzUsuń