środa, 4 maja 2016

Gimme faith - czyli fluff bez ogródek

Witajcie kochani!
Stwierdziłam, że skoro ostatnio zaniedbałam bloga, nadszedł czas by pododawać trochę nowych rzeczy. Przemyślałam trochę sprawę wcześniejszych opowiadań i chyba czuję się na siłach, żeby kontynuować następujące tytuły: "Szkarłat na bieli", "Wildlife Fairytail" oraz "Rock this out!". Założyłam, również konto na wattpadzie, ale pojawiające się tam teksty, nie będą raczej najwyższej jakości, mają one dla mnie charakter ćwiczebny. Być może ktoś z Was jednak polubi jeden z tamtejszych tekstów? Umieściłam tam też parę dobrze wam znanych opowiadań z mojego bloga.

A dzisiaj moich Czytelnicy zaszczycę was słodziutkim opowiadaniem p.t "Gimme Faith". Jest on trochę w stylu azjatyckim, oczekujcie szczypty magii i miłostek :')

GIMMME FAITH



Drzewa wiśni już zakwitły, ukazując całą gamę słodkich zapachów swoich kwiatów. Zachwycona Nina, rzuciła się do wiru tańczących w powietrzu liści, delikatnie się śmiejąc. Dzisiejsza pogoda była taka cudna! Na niebie nie było ani chmurki, a na horyzoncie widniało ciepłe, wesołe słońce. Czym można się martwić w taki dzień.

- Nino? - rozległ się cichy zirytowany głos

Szybko wyjęła wszystkie płatki ze swoich czarnych włosów i niezgrabnym ruchem poprawiła swoją szatę. Przetarła twarz dłońmi, a wraz z tym ruchem czający się na ustach uśmiech, znikł jak gdyby nigdy go nie było.

-Tu jestem Nikko! - oznajmiła głośno z obojętnym tonem

Z pobliskich zarośli wyszedł siedemnastoletni chłopiec. Był zmęczony, ale przed Niną nie ukryły się lekko zaróżowione policzki od radości. Jego niebieskie włosy, były jak zwykle niesfornie spięte, wypuszczając ze swoich objęć pojedyncze kosmyki. Blada twarz sprawiała, że żółte oczy przyciągały jeszcze większą uwagę, gdy z czujnością wertowały otoczenie. Poza tym miał na sobie niebieską szatę i zwyczajne klapki. 

-Byłem pewien, że cię zgubiłem. - powiedział niedbale, zasiadając na pobliskim kamieniu

Wzruszyła jedynie ramionami, podążając wzrokiem za jednym z uniesionych w przestworzach płatku. Nikko wyciągnął swoją bladą dłoń, szepcząc coś pod nosem, aż w końcu w jego ręce zapalił się niebieski płomień. Nina była pod wrażeniem, ale za żadne skarby nie zamierzała tego okazać.

- Co teraz? - zapytała - Podróżujemy, już tak od dłuższego czasu. Mógłbyś mi chociaż powiedzieć, gdzie zmierzamy.

Złotooki bawił się jeszcze chwilę niebieskim płomykiem, nim w końcu odpowiedział.

- Miasto Shingoku, jest jakieś trzydzieści minut stąd. Tam zmierzamy. Muszę spotkać się z cesarzem

- Shingoku? - powtórzyła wolno

Miasto to było sławne na całe krainy Morza Środkowego. Mówiono na nie "Metropolia Cudów" lub "Stolica Nieba", gdyż piękno tego miasta potrafiło wręcz oślepić swoim urokiem. Nina zawsze chciała je zobaczyć, więc nie potrafiła nawet udawać obojętności gdy usłyszała pokrzepiającą nowinę.

-Nikko! - powiedziała, zarzucając mu dłonie na szyję - Ależ to wspaniale! Zawsze chciałam to zobaczyć!

- Prawda, księżniczko? - zaśmiał się, dotykając jej policzka 

Jednak jego twarz lekko posmutniała, więc dziewczyna delikatnie się odsunęła spoglądając w jego oczy.

- Mimo to jesteś smutny. W jakiej sprawie musisz się spotkać z moim ojcem?

Niebieskowłosy ponownie zamilkł, chcąc najwyraźniej uniknąć odpowiedzi. Wzrok Niny jednak mu na to stanowczo nie pozwalał.

- Nino... Jesteś już gotowa. Podczas naszej podróży opanowałaś całe podstawy Arkanum, a nawet znacznie więcej. Niegodne by było wobec mnie okłamywać cesarza, tylko po to byśmy mogli spędzić razem nieco więcej czasu.

Cisza.
Była zła. Jak ojciec mógłby się dowiedzieć? Nawet by mu do głowy to nie przyszło, biorąc pod uwagę jak Nikko mu wiernie służył przez te wszystkie lata. I chyba też dlatego złotooki nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Wstała, zaciskając mocno ręce, aż jej kłykcie pobielały. Nie chciała wracać na zamek.

-Hej... - usłyszała przepraszający głos chłopaka

Odwróciła się, mierząc o krytycznym wzrokiem, jednak nie zdążyła nic powiedzieć.Do ich uszu dobiegł głośny szum, a za chwilę także potężny trzask. Spojrzeli na siebie niepewnie, choć za chwilę odezwał się wrzask rozpraszający wszelkie wątpliwości.

-Heeeej! Heeej! Na co czekacie, wskakujcie!

Nikko się zaśmiał, ale Nina rzuciła się pędem w stronę niedalekiej polany. Być może rozłąka nie będzie musiała nastąpić jeszcze dzisiaj. Być może.

Nie zawiodła się, gdy z zachwytem dostrzegła wielkie cielsko Kruszynki. Była ona zwierzem z gatunku "Gordonów", istot który potrafiły latać w przestworzach bez wytchnienia. Kruszynka miała cztery łapy i sierść przypominającą wełnę. Na głowie natomiast widać było parę spokojnych oczu i trójkątny nos z wąsami, przypominający koci. Gordony, rzadko przewoziły ludzi, a jeszcze rzadziej wybierały swojego Jeźdźca, jednak o to teraz przed nią  stał człowiek który dostąpił tego zaszczytu.

Luke był młodzieńcem z Krain Zachodu. Jego karnacja było nieco ciemniejsza od nich, a akcent znacznie mniej twardszy, bardziej elegancki i płynny. Na jego czoło delikatnie opadała grzywka kasztanowych włosów. Był wysoki i w przeciwieństwie do ich skromnych szat, ubrany w przedziwne części garderoby, których Nina nigdy nie widziała.

- Luke! - krzyknęła, rzucając się w objęcia przyjaciela

- Hej, jak na szlaku? - usłyszała głos Nikko za nimi

- Cześć mała. - zaśmiał się Luke, okręcając ją dookoła siebie - Nic specjalnego. Zawsze w drodze, szukając przygód. Dziś udało mi się złowić dwie przyjemne dusze, a jutro pokaże mi co dalej.

- Nic się nie zmieniłeś. - zachichotał złotooki, ściskając rękę chłopaka

- Ty też. - powiedział lekko - Może macie ochotę na przejażdżkę? Kruszynka też się cieszy, że was widzi. Nie róbcie jej zawodu.

Nina jak gdyby zgodnie, biegiem wskoczyła na grzbiet Gordona, co przyjęło się z zadowolonym westchnięciem stworzenia. Dziewczyna zauważyła ostrzegające spojrzenie niebieskowłosego.

- Luke, nie możemy. Nina ukończyła trening...

Ale brunet wcale go nie słuchał, z siłą wpychając go na grzbiet zwierzęcia. Za chwilę sam również się usadowił na wełnianym futrze Kruszynki, i szepcząc coś do jednego z jej wielkich oklapniętych uszu, istota wzbiła się w przestworza.

- Cesarz tyle czekał to i dzień poczeka. Wyluzuj Nikko, dzisiaj musimy się zabawić.

Złotooki miał ochotę coś dodać, ale widząc uśmiechniętą twarz dziewczyny postanowił się wycofać. Zamiast tego odetchnął głęboko i z zadowoleniem rozłożył się na cielsku Kruszynki.

***

Lecieli dobre pół godziny, ale w żadnym wypadku nie nudzili się przez ten czas. Lucas miał przy sobie staromorskie karty, więc zagrali partyki Kropsa rozmawiając co nieco o starych, dobrych czasach i najnowszych nowinkach. Byli zadowoleni swoją obecnością.

W końcu wylądowali, ale gdzie! Dookoła było mnóstwo drzew i Gordonów, a przed nimi rozciągał się wysoki, wodospad o krystalicznej wodzie. Nina pisnęła ze szczęścia, biegnąc w stronę malutkich Gordonów kąpiących się nad wodospadem. Nikko również chciał pobiec za nią, ale Luke go zatrzymał.

-Nikko, zabraniam ci oddawać ją pod opiekę cesarza. - powiedział w tak rzadkim dla niego poważnym tonie
-Ależ,Luke... Nie mogę. Przysięgałem.
-Byłem na dworze cesarskim. Kręciłem się przez chwilę i sytuacja nadal nie wygląda dobrze. Nie możecie wracać. Daję wam jeszcze jakieś dwa miesiące do lammas, nim cesarz wyśle za was patrole poszukiwawcze.
-Kocham ją, ale nie mogę.
-Nikko zrozum, on był dla niej podły. Siedziała w tym zamku niczym laleczka i dopiero kiedy my się pojawialiśmy zaczęła dostrzegać coś więcej niż kawałek okna w swoim pokoju. Liczysz, że za misję cesarz pozwoli ci się z nią legalnie spotykać? Najwyżej dostaniesz jakiś orderem ale nigdy więcej jej już nie zobaczysz.
Cisza.
-Skierujcie się w stronę gór na północy. Mieszkają tam bardzo przyjaźni ludzie. Dadzą wam schronienie i na pewno jako mężczyzna biegły w sztukach magicznych dostaniesz dobrze płatną pracę. Będziecie wolni, za parę lat nasze małe trio mogłoby już spokojnie podróżować po świecie, bez cesarza na karku. A jeśli nie, Kruszynka mogłaby nas transportować na Zachód, gdzie władza jej ojca nie dosięga.
Znów cisza. Słychać jedynie w oddali śmiech Niny, bawiącej się z gordonami.
- Nikko? Więc jak?

Chłopak spojrzał jeszcze raz na Ninę, później na Luke'a. Dotknął kremowego futra Kruszynki zastanawiając się czy rzeczywiście podejmuję właściwą decyzję. Są legendy, że gordony należą do istot bardziej inteligentnych od ludzi. Są tak subtelne, że potrafią rozmawiać z nami telepatycznie. Zastanawiał się czy Luke potrafił z nimi rozmawiać. W końcu spojrzał na szare oczy mężczyzny, czując, że już dawno podświadomie podjął decyzję.

Jak myślicie, jaką decyzję podjął Nikko? Podobało wam się?

Lou <3

2 komentarze:

  1. Cześć. Chcę Cie zaprosić do przeczytania mojego opowiadania.
    Gdzieś pośrodku Niczego, leży wyspa Pandemonium. Jest to siedziba zła, szerokopojętego zła i ciemności. Żyją tam niczego nieświadomi wyznawcy Dobra, nie wiedząc że wśród nich są też ludzie o innych przekonaniach czy nawet... Bezduszni.
    Beduszni... Żli... Demony.

    Bullet For My Valentine / Black Veil Brides Fan Fiction

    http://thedemoninsidebyedi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaklepuję miejsce na komentarz (pojawi się na dniach)! Żebyś nie myślała, że mnie tu nie będzie. ^.^

    I przepraszam, ale zagubiłam link do Twojego bloga - tak mi wstyd, że aż... Ach!

    Ale, co najważniejsze, jestem. ;)

    OdpowiedzUsuń